Geoblog.pl    osiolkolandia    Podróże    Gruzja i Armenia 2015    Achalciche
Zwiń mapę
2015
14
maj

Achalciche

 
Gruzja
Gruzja, Achalziche
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1069 km
 
Wstaliśmy znowu późno i po godzinie 11 wyruszyliśmy z naszego hostelu. W nocy nie było słychać samochodów (za bardzo) i dało się nawet spać. Bardziej mnie denerwował tykający elektryczny zegar. W ulotce hostel reklamuje się, że są rano darmowe kanapki w kuchni, ale chyba jeszcze w praktyce tego nie wprowadzili. Życzę jednak młodym ludziom powodzenia i mam nadzieję, że turyści dadzą im szansę i będą mogli się jeszcze wykazać, poprawić i rozwinąć. Korzystając z hotelowego Wi-Fi zarezerwował jamy nocleg w hostelu Old Rabati - za 30 lari za pokój. Dziwnie tanio, mamy nadzieję, że nie ma tutaj żadnej pomyłki i n.p. to jest 30 lari za osobę. Po drodze wymieniliśmy ostatnią partię dolarów i pojechaliśmy na Delisi. Niedaleko stacji metra był 2 lata temu outlet Zary. Nawet zażartowałem po drodze, że mogliśmy sprawdzić, czy nadal istnieje. Niestety, na miejscu okazało się, że już ponad rok, jak go zamknęli. Co ciekawe, za szybami nadal widziałem towary na regałach. Wróciliśmy więc do metra i pojechaliśmy na Didube. Oddaliśmy jedną kartę do metra - dobrze, że zbieram paragony. Jakoś zupełnie nie pamiętałem, że oprócz paszportu, potrzebny jest paragon. Na szczęście go miałem i po paru minutach biurokracji odzyskaliśmy 2 lari. Druga karta została na przyszłość, bo zostało mi na niej jeszcze 1 lari. Na Didube planowaliśmy chwilę się powłóczyć po targu, a Kasia wypić kawę. Ale zaraz po wyjściu z dworca zgarnął nas naganiacz i wsiedliśmy do marszrutki, która właśnie odjeżdżała. Mile zaskoczyła mnie cena - 8 lari za przejazd do Achalciche. Spodziewałem się 10. Do samej miejscowości też dojechaliśmy szybko, bo w niecałe 3 godziny. Po drodze była jedna przerwa, a że Kasia zgłodniała, kupiliśmy w przydrożnej budce chaczapuri. Gdy tylko wysiedliśmy opadły nas tłumy taksówkarzy, marszrutkarzy oraz hotelowych naganiaczy. Z miejsca wszystkich spławialiśmy i po 5 minutach drogi dotarliśmy do naszego hotelu. Od wejścia powitali nas śmiejący się gospodarze. Okazało się, że matka i córka z rodzinnego hostelu jechały z nami marszrutką i nawet pytały się nas, czy nie mamy u nich rezerwacji. Ale widać tak się zapamiętaliśmy w odganianiu, że niespecjalnie zwóciliśmy uwagę na to, co do nas mówią. Hostel, oprócz tego, że leży 5 minut drogi od dworca marszrutkowego, to jeszcze leży 5 minut od samej twierdzy. Miejsce wydaje się być super. Zostawiliśmy rzeczy i poszli zwiedzać twierdzę. Zgodnie z prognozą pogody, akurat nie padało. Twierdza bardzo fajna i podobała się nam. Wejsciówka 7 lari - widać podrożało. W naszym przewodniku i w relacjach na internecie podawano cenę 5 lari. Ale warto zdecydowanie. Pod koniec zwiedzania na placu podzamkowym obserwowaliśmy trening jakiejś grupy tanecznej - ciekawe widowisko. O 18-tej - znowu zgodnie z internetową prognozą pogody, zaczęło padać. Czekamy do 20-tej, ma przestać. Kasia poszła spać, a ja uzupełniam bloga. Telefon Kasi już nie działa.
W drodze z dworca do hotelu zaczepiła nas też jedna Ormianie, proponując (oprócz noclegu) taksówkę do Wardzi jej męża za 40 lari. Wg przewodnika i naszego hotelu (chociaż to akurat chyba mało wiarygodne źródło), kosztuje to 50 lari. Marszrutka ponoć kosztuje 5 lari.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 15 wpisów15 0 komentarzy0 2 zdjęcia2 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
09.05.2015 - 15.05.2015