Znowu jesteśmy w Tbilisi
Zerwaliśmy się skoro świt, czyli po godzinie 8-mej. Poranna toaleta i śniadanko - dziś były jajka na twardo, arbuz w zalewie na słodko (wg Kasi) albo marynowane na słodko-octowo (wg Andrzeja). Do tego oczywiście pieczywo, masło, kawa i herbata. Na policję - jak się okazało - jedzie z nami Mari, a nie szef. Chłopak z nocnej zmiany w hostelu - to był ponoć jego pierwszy dzień pracy, a raczej noc pracy - chyba trochę spanikował, gdy w środku nocy dzwoniła policja do niego. Obudził biedną Marie po północy i kazał jej natychmiast jechać na policję. Na szczęście ta była bardziej przytomna i stwierdziła, że o tej porze na pewno nigdzie nie przyjedzie, co najwyżej rano. Zważywszy, że mieszka w Grani i nie ma swojego własnego samochodu, to raczej zrozumiałe.
Czekamy więc na taksówkę. A raczej, jak się okazało, na Ajka, który ma nas zawieźć na policję, ale utknął w korku.
Policja armeńska okazała się podobna do polskiej - oprócz faktu, że posługuje się iPhone'ami. Znowu ten sam zestaw pytań, co poprzednio. Obecny policjant wymagał jednak profesjonalnego tłumacza. Trochę zmiękła mu rura, gdy Mari powiedziała mu, że kończyła studia za granicą (chyba w USA). Ale zażyczył sobie dyplomu, którego Mari nie miała ze sobą. Chciała zaangażować przyjaciółkę, aby go jej przywiozła. Ale gdy policjant oświadczył jeszcze, że na znalezienie telefonu z polską kartą mają jakiś 1% szans, podziękowaliśmy im pięknie. Oczywiście, gdyby ktoś przełożył do niego armeńską kartę, to w ciągu miesiąca go odnajdą i wyślą, gdzie tylko będziemy chcieli. Jeszcze raz podziękowaliśmy, przeprosiliśmy za zawracanie głowy i pożegnaliśmy. Telefon Kasi nadal działa.
Ajk już na nas czekał. Klientów, których miał wieża tego dnia do Tbilisi, przekazał koledze, bo chciał się wysłać. Dlatego zaproponował, że może nas zabrać do Gruzji, za 10'000 drahm od osoby. Zgodziliśmy się. Umówiliśmy się za godzinę i poszliśmy na bazar. Ajk pojechał kompletował klientów. Kompletowanie klientów, jeśli wierzyć jego słowom, polega na czekaniu na telefony od nich.